Panował przerażający mrok, ogarniający wszystko wokoło. Powietrze było nieznośnie ciężkie, duszne i przepełnione wilgocią. Niebo zaś okryło się grubym kocem chmur, przez które księżyc nie miał najmniejszej szansy się przebić.
Biegłam, czując jak serce bije mi jak oszalałe i nie mogę złapać tchu. Tak gorączkowo się starałam, ale nigdzie nie mogłam odnaleźć drogi do wyjścia. Tkwiłam po środku niczego; zagubiona i zupełnie bezradna. Mrużyłam oczy, przyglądając się miejscu w którym utkwiłam, ale z żadnej strony nie dobiegała choćby najmniejsza iskierka światła. Cały świat był pod władaniem nocy, a ja byłam zupełnie sama. I nie miałam niczego, co mogłoby mnie uratować. Nie płakałam, było już za późno na łzy. Zbyt dużo się wydarzyło, by szukać w nich pocieszenia. Odwróciłam się i ujrzałam parę czerwonych, dużych oczu przyglądających mi się uważnie. Przerażona zrobiłam krok do tyłu...
Krzyknęłam, budząc się w zupełnie nieznanym mi miejscu. Byłam roztrzęsiona, chociaż zupełnie nie wiedziałam z jakiego powodu. Dopiero po chwili przypomniałam sobie ten sen. Rzadko miewałam koszmary, ale jeżeli już, to zawsze widziałam to samo miejsce i te przerażające czerwone oczy, lustrujące mnie dokładnie. Śniłam o tym od dwunastego roku życia; zawsze w ten sam sposób. Od dziesięciu lat żaden element tego snu nie uległ zmianie.
Jeszcze raz rozejrzałam się po niewielkim pokoju. Z całą pewnością nie był to ani dworek Lucjusza, ani Nora. Ściany były śnieżnobiałe, a łóżko niemiłosiernie niewygodne. Uniosłam się do pozycji siedzącej, czując jak serce bije mi jak oszalałe. Oprócz niepokoju związanego ze snem, miałam również poczucie, że stało się coś okropnego i dopiero po kilku chwilach, dotarło do mnie wspomnienie wczorajszej nocy. Mimowolnie, po mojej twarzy spłynęły łzy. Przypomniała mi się kłótnia z Lucjuszem oraz fakt, że niemal od samego początku znał prawdę, a ja naiwnie łudziłam się, że jest inaczej. Czułam się oszukana, mimo, że tak naprawdę, to sama zaczęłam pleść tę obłudną pajęczynę kłamstw. Tak naiwnie wierzyłam, że udało mi się wypełnić zadanie powierzone mi przez Dumbledore’a i… naprawdę byłam z siebie dumna. Gdybym tylko znała prawdę o tym, że żadna ze stron nigdy nie była wobec mnie szczera…
Teraz tkwiłam sama po środku niczego, zupełnie jak w moim śnie. Nie widziałam żadnej nadziei, ani szansy na lepsze jutro. I zwyczajnie się bałam. Nie byłam już pewna niczego, a szczególnie tego jak potraktuje mnie teraz Lucjusz i co powiedzą rodzice na radosną wieść o wnuku, którego ojcem jest Śmierciożerca. Najgorsze jednak było to, że pomimo całej mojej złości jaką odczuwałam, zarówno wobec blondyna jak i rodziny, byłam zmuszona szukać w nich oparcia. Byłam absolutnie przekonana, że nie poradzę sobie sama z dzieckiem. Moja pensja ledwo starczałaby na opłacenie czynszu… Przełknęłam gorzko łzy, dopiero uświadamiając sobie jak bardzo wysoka jest cena za własną naiwność. Znalazłam się w sytuacji bez wyjścia i czy tego chciałam czy nie, nie miałam prawa teraz odrzucać żadnej pomocnej dłoni… Bez względu z której strony by nadeszła.
Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich Lucjusz. Westchnęłam ciężko i spojrzałam w jego szare tęczówki. Uniósł delikatnie brwi. Wyglądał na wyjątkowo zmęczonego, a w ręku trzymał plastikowy kubek z kawą. Dokładnie taki jaki sprzedawali u Świętego Munga.
Tak, na pewno byłam w szpitalu.
Mężczyzna usiadł na brzegu łóżka i chwycił moją dłoń w swoją. Wzdrygnęłam się lekko. Jego dotyk, kiedyś tak bardzo pożądany, teraz niemal palił. Nawet nie podejrzewałam, że tak trudno będzie mi znieść jego obecność. Jeszcze tydzień temu oddałabym za niego wszystko, a teraz miałam jedynie ochotę krzyczeć.
- Przestraszyłaś mnie - powiedział chłodno, upijając łyk kawy. - Naprawdę, nie chciałbym mieć ciebie na sumieniu.
- Czyżby? - prychnęłam, a Lucjusz uniósł znacząco brwi. Widziałam, że jest zdenerwowany i być może nie powinnam go teraz atakować, ale zupełnie nad tym nie panowałam. Każda komórka mojego ciała czuła się oszukana i w żaden sposób nie mogłam sobie wmówić, że jest inaczej. Wstał i podszedł do okna znajdującego się naprzeciwko łóżka, a ja naprawdę pożałowałam tego co powiedziałam.
Odwrócił się, oparł o parapet i uśmiechnął delikatnie.
- Marlene, domyślam się, że czujesz się oszukana, ale...
- Co z dzieckiem? - przerwałam mu, dopiero zdając sobie sprawę, że odkąd się obudziłam, ani razu o nim nie pomyślałam. Zdążyłam pomyśleć o wszystkim i o wszystkich. Przeanalizować całą swoją sytuację, ale o własny dziecku sobie nie przypomniałam.
- Spokojnie, wszystko w porządku - odpowiedział tym razem bardziej łagodnie. Opadłam na poduszkę i westchnęłam ciężko. Mimo że przez długi czas myślałam, że nie zdołam pokochać tego dziecka i traktowałam je bardziej jak wroga, naprawdę mi ulżyło. Zaczęłam dostrzegać w nim ostatni płomyk nadziei. Szansę na to, że jeszcze może być dobrze...
Nastała zupełna cisza, a Lucjusz przyglądał mi się uważnie. Nawet teraz, kiedy starałam się go nienawidzić, wydawał mi się niezwykle przystojny i ujmujący. Od samego początku tak na mnie działał. Kiedy był blisko zupełnie traciłam zmysły i kontrolę nad własnym ciałem. Przez to właśnie popełniłam tak wiele błędów i sama siebie zamknęłam w obłudnym labiryncie kłamstw.
- Lucjuszu, odpowiedz mi szczerze na jedno pytanie, dobrze? – powiedziałam, a mężczyzna uśmiechnął się blado i znów usiadł na brzegu łóżka. – Czego ty właściwie ode mnie oczekujesz?
- Chcę tylko, żebyś podjęła słuszną decyzję.
- Czyli?
- Na pewno zdajesz sobie sprawę, że nadszedł czas w którym musisz zdecydować po której jesteś stronie, prawda? Czy popierasz tych… zdrajców krwi – skrzywił się nieznacznie – czy mnie; ojca twojego dziecka. Nie możemy dalej żyć wśród tylu kłamstw. Chciałbym żebyś wiedziała, że nie zostawię cię samej, ale musisz wybrać.
- Ci zdrajcy, to moja rodzina – warknęłam, a mężczyzna uśmiechnął się cynicznie.
- Bądź poważna. Oboje wiemy, że bardziej pasujesz do mnie, niż do nich. Czego chcesz, żyć tak oni? Chcesz mieć piątkę dzieci, ledwo wiązać koniec z końcem i zastanawiać się, czy będziesz miała je za co wykarmić? Jednego możesz być pewna, ja nie pozwolę żeby moje dziecko żyło w takich warunkach.
Roześmiałam się gorzko. Był tak obłudny we wszystkim co robił. Sprawiał iluzję, że mam wybór, kiedy zupełnie jasno dawał mi do zrozumienia, że albo żyjemy wszyscy razem, albo nigdy nie zobaczę własnego dziecka.
- Lucjuszu – powiedziałam spokojnie, a on przyjrzał mi się uważnie. - Wiem, że uważasz, że jestem niezwykle naiwna, ale przestań już ze mną igrać, dobrze? Powiedz jasno, czego ode mnie oczekujesz.
- Kochanie, nie dramatyzuj. Niczego od ciebie nie oczekuję – powiedział, poprawiając włosy i unosząc delikatnie kąciki ust. – Ja mam tylko propozycję. - Spojrzałam na niego pytająco, domyślając się, że nie będę miała możliwości jej odrzucić. – Zostań moją żoną.
Poczułam jak całe moje ciało ogarnia panika i zupełne przerażenie. Nagle poczułam się jak sparaliżowana, a umysł opanowała bezgraniczna pustka. Czy naprawdę uważał, że nasz chory, oparty na kłamstwie związek, jest godny przypieczętowania małżeństwem? A może, to po prostu, kolejna część misternie utkanego planu? Dobrze wiedział, że nie wyjdę za niego, jeżeli nie będę postawiona pod ścianą, a tak się teraz właśnie czułam. Mogłam zaryzykować i odmówić w nadziei, że kiedy rodzice się dowiedzą, nie wyrzucą mnie z domu, albo zgodzić się i mieć poczucie, że moje dziecko będzie miało dach nad głową.
- Skąd masz pewność, że cię kocham? – wydusiłam w końcu, próbując odwlec podjęcie decyzji jak najdalej. W odpowiedzi usłyszałam ten sam głuchy, pozbawiony emocji śmiech, jak poprzedniej nocy, gdy dowiedział się, że nie byłam świadoma, czym jest moje prawdziwe zadanie.
- Marlene, jesteś taka urocza. Tak niewinna i naiwna, że to aż niemożliwe – wyklepał tę samą regułkę, którą raczył mnie od wczoraj i uśmiechnął się cynicznie. – Ty nawet porządnie kłamać nie umiesz, a co dopiero ukrywać swoje emocje i uczucia.
Miał rację, jak zwykle, miał tę cholerną rację. Wiedział wszystko i precyzyjnie przewidywał każdą sytuację. Irytowało mnie to do granic możliwości. Nie było rzeczy, ani osoby której nie byłby w stanie kontrolować. Przychodziło mu to z taką samą łatwością, jak mi uśmiechanie się.
- Lucjuszu – wyszeptałam, czując jak łzy spływają mi po twarzy. Nie byłam już w stanie zapanować nad emocjami; rozpłakałam się niemal histerycznie, wprawiając Lucjusza w lekką konsternację. Chwycił moją dłoń i ucałował ją delikatnie.
- Proszę, wyjdź za mnie – powtórzył, teraz jednak brzmiało to bardzo łagodnie i subtelnie. Najwyraźniej dotarło do niego, że potraktował mnie zbyt obcesowo. Spojrzałam w jego szare oczy, a on uśmiechnął się, po raz pierwszy zupełnie ludzko. Przetarłam twarz dłońmi, starając się zapanować nad sobą. – Będę was kochał i szanował, sprawię, że oboje będziecie szczęśliwi. Wiesz, że potrafię zadbać o bliskich.
Tak naprawdę nie mogłam tego wiedzieć. Lucjusz oprócz ojca* nie miał nikogo bliskiego. Oczywiście, otaczał się mnóstwem ludzi, ale manipulował nimi, sprawiając jedynie iluzję bliskości. Miał wiele znajomości wśród wpływowych ludzi, którzy, gdy został ministrem, zaczęli jeszcze chętniej zacieśniać więzy. Nigdy jednak nie było mi dane zobaczyć, jak zachowuje się wobec osób, które kocha i szanuje.
- Chcesz żeby twoją żoną została zdrajczyni krwi? – skrzywił się, ale po chwili na jego ustach zawitał cyniczny uśmiech, a ja w międzyczasie starałam się odzyskać panowanie nad sobą. Ręce trzęsły mi się, a serce biło jak oszalałe. Czułam się jak w pułapce; uwięziona i bez szansy na ucieczkę.
- Jesteś tak piękna i zupełnie do nich nie podobna, że to żaden problem – wycedził, mocniej ściskając moją dłoń.
Tak, miał rację, po raz kolejny. Jako jedyna z rodziny dostałam od natury zupełnie arystokratyczny i wyniosły wyraz twarzy. Nawet moje rude włosy nie przypominały swoim odcieniem, koloru mojego rodzeństwa. Różniłam się od nich tak diametralnie, że nigdy nie wierzono mi, gdy mówiłam, że jestem Weasley.
- A twój ojciec? – zapytałam o pierwsze, co przyszło mi na myśl, żeby tylko przedłużyć tą zupełnie bezsensowną rozmową. Lucjusz znowu się roześmiał. Tak naprawdę nigdy go nie obchodziło, co myśli jego ojciec. Mimo że byli do siebie niesamowicie podobni i głosili te same poglądy, Lucjusz starał się być zawsze krok przed swoim ojcem. Czasami miałam wrażenie, że sprawia mu radość, że jego ojciec zupełnie nie popiera naszego związku. Tak, Abraxas Malfoy wiedział, że jesteśmy razem. Nakrył nas kiedyś w dość dwuznacznej sytuacji i od tamtego czasu próbował wytłumaczyć Lucjuszowi, że popełnia wielki błąd wiążąc się z kimś takim ja.
- Ile jeszcze pytań mi zadasz, żeby tylko odwlec odpowiedź? – zapytał, wykrzywiając usta w cynicznym uśmiechu. Spojrzałam w jego szare oczy, jak zawsze było chłodne i opanowane.
- Nie sądzisz, że to chore? – wyszeptałam, w końcu czując się na siłach, by mu to powiedzieć. Uniósł brwi do góry, udając zdziwienie.
- Uważasz za chore to, że chcę się ożenić z matką własnego dziecka? Dziwne masz poczucie dewiacji.
Manipulował, ciągle i niezmiennie. Potrafił wszystko obrócić na swoją korzyść i omijać niewygodne fakty, tak jakby w ogóle nie istniały. Do tego był świetnym i przekonującym aktorem. Czasami miałam wrażenie, że nie ma osoby, której nie byłby w stanie przekonać do swoich racji.
- Nie, za chore uważam to, że oboje żyliśmy w sieci kłamstw, a teraz chcesz żebyśmy byli małżeństwem…Do tego oświadczasz mi się kilka godzin po tym, jak się o wszystkim dowiedziałam.
- Marlene – przerwał mi chłodno i uśmiechnął się cynicznie. – Zadam ci tylko jedno pytanie, czy naprawdę sądzisz, że rodzice będą się tobą cierpliwie opiekować? Bo domyślam się, że nikt nie kazał ci ze mną sypiać, więc ryzyko zajścia w ciąże nie było wpisane w powierzone ci zadanie, prawda? Owszem, teoretycznie miałaś wyciągać ode mnie informacje, ale chyba nikt, nie kazał ci się zbliżać do mnie tak bardzo. Zrobiłaś to zupełnie dobrowolnie i oni będą tego świadomi, a kiedy dowiedzą się, że jesteś ze mną w ciąży, będą tobą tak zawiedzeni, że nie sądzę żeby przejęli się twoją sytuacją.
Gdzieś głęboko w duszy, miałam nadzieję, że się myli, że rodzice z całą pewnością by mnie tak nie potraktowali. Kochali przecież nas wszystkich i powtarzali, że rodzina jest najważniejsza. W obecnej jednak sytuacji nie mogłam ryzykować. Nie miałam innego wyjścia, jak powierzyć swój los w ręce Lucjusza, bez względu na to, jak bardzo się nim teraz brzydziłam.
- Dobrze, wyjdę za ciebie – wyszeptałam, czując jak łzy spływają mi po twarzy, a mężczyzna uśmiechnął się triumfalnie.
*W moim opowiadaniu Abraxas żyje i miewa się całkiem nieźle. ;)
___
Na początku chciałabym podziękować za tak pozytywne komentarze po prologiem. Zupełnie się tego nie spodziewałam i nie macie pojęcia jak bardzo byłam zaskoczona. Prawie tak samo jak wczoraj, kiedy przez przypadek moje włosy ufarbowały się na czerwono... xD Dziękuję serdecznie!
Jak widzicie nastąpiła mała zmiana, miałam opisywać wydarzenia sprzed prologu, jednak kiedy zaczęłam to opisywać, to umarłam z... nudów. Postanowiłam nie męczyć ani siebie, ani Was i zmieniłam koncepcję.
Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was nazbyt tym rozdziałem. Czytałam i poprawiałam go z milion razy, a im dłużej to robiłam, tym bardziej wydawał mi się beznadziejny, więc stwierdziłam, że przestanę. xD
Rozdział pierwszy dedykuję cudownej, przesympatycznej i genialnie piszącej Liley. ;*
Rozdział pierwszy dedykuję cudownej, przesympatycznej i genialnie piszącej Liley. ;*
Pierwsza?
OdpowiedzUsuńNa początku chciałam podziękować za miły komentarz pod moim prologiem. Nie spodziewałam się takiego odbioru, biorąc pod uwagę, że moje inne opowiadania dobre nie były.
UsuńI jak to mam w zwyczaju, wchodzę na Twojego, a patrzę, że historia również odbiega od kanonu Rowling.
Samotny Lucjusz i młoda Weasley? Nowi bohaterowie, świetnie. Uwielbiam patrzeć jak takie postacie są kreowane od podstaw. I przyznam szczerze, że zaczęłam czytań nie tylko ze względu na bohaterów, bo pierwsze sprawdziłam. Gdybyś posiadała więcej postów niż cztery, pewnie dodałabym to opowiadanie do listy 'zamierzam'.
Ale do konkretów.
Lucjusz bez swojej rodziny wydaje się taki samotny. I jesteś chyba jedną z baardzo niewielu osób, które wpadło na taki pomysł. Malfoy zazwyczaj uważany jest za bohatera drugiego stopnia i rzadko ktoś go wykorzystuje. Dla mnie to pierwszy taki przypadek.
Dodałaś do rodu Weasley'ów jeszcze jedno dziecko? Które to już z kolei, bo wychodzi, że jest ich naprawdę wielu.
Będę obserwowała bloga.
Miło, że i ja zyskałam kolejną czytelniczkę.
Pozdrawiam, Donna
www.trzy-wspomnienia.blogspot.com
Dziękuję, że zajrzałaś do mnie. Faktycznie, rzadko spotyka się opowiadania o Lucjuszu, ja jednak bardzo go ostatnio polubiłam. :) A dzieci i Weasley'ów nigdy za wiele. xD Pozdrawiam!
UsuńWitaj Vesper.
OdpowiedzUsuńOd razu uprzedzam, że nie potrafię pisać takich cudownych komentarzy jak Ty. :D
Nawet nie wiesz,jak ogromne było moje zdziwienie i zadowolenie kiedy poinformowałaś mnie o nowym rozdziale (jak już przy tym jestem, to proszę o informowanie mnie o nowych rozdziałach na moim blogu). Naprawdę spodobał mi się prolog, więc z wielkim entuzjazmem zabrałam się do pierwszego rozdziału. Jestem zachwycona. Cieszę się, że piszesz to co było po prologu, a nie przed, ponieważ mi też wydawało się, że będzie to do opisania trudne i trochę nudne. Jak to masz w zwyczaju pięknie opisałaś uczucia bohaterki, co dla mnie jest trudne :) Rozmowa z Lucjuszem jest bardzo ciekawa, a to, że oświadczył się jej tuż po ich poprzedniej rozmowie jeszcze bardziej. Jestem bardzo ciekawa jak to wszystko między nimi dalej się potoczy.
Co więcej mogę powiedzieć? Czekam na kolejny rozdział, życzę weny itp.
Pozdrawiam
cirmonelli. (przedtem Lily Evans- zmieniłam nazwę)
Cieszę się, że podzielasz moje zdanie. Wydarzenia poprzedzające naprawdę byłyby strasznie nudne. Dziękuję za komentarz i zaraz zmienię Twój nick w linkach. Pozdrawiam!
UsuńBardzo się ucieszyłam, gdy w SPAMIE zobaczyłam powiadomienie o nowym rozdziale u Ciebie ^^ Pierwsza myśl? Mrau, Lucjusz! <3
OdpowiedzUsuńAle do rzeczy.
Współczułję Marlene. Widać, że kocha Lucjusza, ale przez jego nature i manipulacje, próbuje się pozbyć tego uczucia, a przynajmniej udawać że ono nie istnieje. Teraz, gdy jest w ciąży z Lucjuszem na pewno trudno jest jej się odnaleźć w ten sytuacji, zwłaszcza po tym co usłyszała dzień wcześniej.
Jednak, gdy Malfoy się oświadczał zmiękło mi serce. Pięknie opisałaś jak złagodniał zobaczywszy reakcje dziewczyny na oświadczyny. Zauważyłam brak kilku przecinków, chyba gdzieś zabrakło literki, ale to naprawdę, jak dla mnie, nieistotne szczegóły jeśli treść jest tak piękna jak u Ciebie :)
Serdecznie pozdrawiam!
Dziękuję. ^^ Tak, jestem pewna, że brakuje przecinków, bo nie potrafię ich odpowiednio wstawiać, zawsze mam z tym problem i chyba do końca życia się tej sztuki się nie nauczę. xD
UsuńUff, dobrze wiedzieć, że nie tylko ja mam problem z tym gdzie one powinny stać. ^^
UsuńHej Kochana ;** !
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz jak ja się cieszę z tej dedykacji i z tego, że tak szybko dodałaś nowy rozdział! Powiem szczerze, że spodziewałam się większej odległości czasowej między postami :) Dużo radości mi sprawiłaś tym, że mnie tutaj wymieniłaś i masz o mnie takie zdanie. Dla mnie naprawdę wiele to znaczy. Bardzo Ci dziękuję! ;**
Wychodziłam z siebie, żeby ten post szybciej przeczytać, ale jak na złość internet w moim telefonie nie chciał ze mną współpracować. Dobrze, że szybko się dopadłam do laptopa. Ani trochę nie zawiodłaś tym rozdziałem! Jest równie genialny jak poprzedni i ma w sobie tyle cudnych opisów. Zazdroszczę Ci, naprawdę. Jesteś prawdziwą artystką, po prostu bawisz się słowami ;D!
Ten początek wywołał we mnie tyle pozytywnych emocji, polubiłam ostatnio opisy i narracje pierwszoosobową. Wyszła Ci bezbłędnie!
Strasznie żal mi naszej naiwnej Marlene, jest w ciąży i ma przed sobą poważną decyzje do podjęcia. Tak naprawdę Lucjusz ma ją w garści, z góry wie jaki będzie jej kolejny ruch, odpowiedź. Podoba mi się ta para ^^ Połączyłaś dwie skrajne osobowości i do tego tak wspaniale relacjonujesz ich związek, że nawet nie masz pojęcia :)
Więc, teraz czeka nas ślub i narodziny! Nie mogę się doczekać. Zastanawia mnie tylko jak i co na to rodzina Marlene?
Chciałabym, żeby kiedyś moje dialogi były takie naturalne jak Twoje. Chyba zacznę pobierać od Ciebie prywatne lekcje pisania :) Całokształt jest na szóstkę z plusem!
Czekam na dalsze części, mam nadzieję, że będą napisane tak dobrze jak pozostałe!
Pokazujesz klasę, każdym kolejnym tesktem ^^!
Pozdrawiam Cię serdeczenie Kochana Vesper!
Wierna Czytelniczka Liley
Dziękuję serdecznie! Kocham Twoje komentarze, chociaż przesadzasz, ale je kocham. :D Cieszę się, że Ciebie nie zawiodłam!
UsuńMi też jej szkoda, ale taka uroda tego opowiadania; Lucjusz nad wszystkim panuje, a ona musi wybierać pomiędzy tym, co on uważa za słuszne. W następnym rozdziale będzie rozmowa z rodziną, a do ślubu i narodzin to jeszcze sporo czasu, mam dużo pomysłów na to co będzie pomiędzy. ^^
Prywatne lekcje to ja mogę brać u Ciebie!
Pozdrawiam! ;**
Witam pannę Vesper.
OdpowiedzUsuńDo panny Vesper przybyła bardzo irytująca, bardzo dziwna i bardzo spragniona panny twórczości osóbka. Tak, to ja. Już się cieszysz? Cieszysz się! Aż Ci włosy płoną z radości!
No dobrze, to nie był trafiony żart, wybacz xD Chciałam zacząć poważnie i wyjść na równie poważną, ale wyszło, jak wyszło.
Rozdział miałam już przyjemność czytać, ale z ogromną chęcią przeczytałam go raz jeszcze. Ach, ten Lucjusz - sprawia, że kobiece serca miękną i raz jeszcze zasiadają, by wyjść mu na spotkanie.
Matko, jak poetycko! xD
Marlene to ja szczerze współczuję, ot co, a jednocześnie zazdroszczę. Gdybym miała okazję tkwić w tym dość dziwnym związku z Malfoy'em, wypróbowałabym na nim wszystkie swoje patelnie. Kolekcjonowałabym je specjalnie dla niego. Sądzę, że gdyby wyjeżdżał i pytał, co mi kupić w miejscu swego pobytu, odparłabym: patelnię. A potem dzieliłabym go w łeb, aż by mu te blond włosy na wszystkie strony stawały. Bo z Lucjuszem chyba tak właśnie trzeba!
Dobra, koniec tych moich refleksji, bo zaraz mnie zablokujesz. Ty dobrze wiesz, co sądzę o Twojej twórczości i każdym rozdziale, który publikujesz bądź też czasami wyrzucasz, czego nie mogę pojąć. Pamiętaj - wakacje, Akademia Uświadamiania Talentu. Pogadamy sobie.
No dobrze. Lepiej się stąd zmyję.
Ślę pozdrowienia z lodowatych gór bez śniegu! ;*
Pozwól, że to poważnie skomentuję: hahahahahahah, jesteś nienormalna, zupełnie jak ja! xDD
UsuńAczkolwiek za płonące włosy masz u mnie przegwizdane! Na amen. Zobaczysz, zemszczę się i przyjadę do Ciebie z czystą malfoyowską platyną na głowie i zobaczymy kto będzie płonął, ale ze wstydu! I dostaniesz patelnię, ewentualnie patelnią.
Dziękuję za te wspaniałe rady dotyczące związku Lucjana i Marlene, właśnie się zastanawiałam jak powinien wyglądać i już nie mam wątpliwości. Szkoda, że nie miała tej patelni w szpitalu, nie byłoby mu tak do śmiechu.
Tak, pogadamy sobie, z całą pewnością. ;**
Hej Vesper. ;*
OdpowiedzUsuńNie mogę przestać zachwycać się Twoim pomysłem na tę historię. Już samo to, że występuje w niej Lucjusz czyni to opowiadanie cudownym. A dodając do tego Twoje piękne opisy, cudowny i magiczny styl oraz Marlene wychodzi cudo.. Nie za bardzo słodzę? xD
Przechodząc do rozdziału... Zrobiło mi się jakoś smutno. To chyba przez te chore relacje między głównymi bohaterami. Nie rozumiem jednej rzeczy - jak do tego doszło? Marlene była w Lucjuszu tak zakochana i nagle czar prysł, po tak długim czasie zdała sobie sprawę z jego manipulacji? W sumie to trochę szkoda, że opisujesz wydarzenia po prologu, a nie przed, chciałam się dowiedzieć, jak przebiegał cały ten proces zakochania, ale rozumiem Cię. Mi też nie chciałoby się opisywać czegoś, co jest po prostu nudne.
Nie mogę doczekać się, co z tego wyniknie. Szczerze przyznam, że czytanie o niezdrowych emocjach Marlene sprawia mi przyjemność. Nie pytaj czemu, mam coś z mózgiem. xD No w każdym razie ciekawi mnie czy między bohaterami będzie gorzej, czy lepiej. I oczywiście jak zareaguje rodzina Marlene! Liczę, że się wkurzą i będzie jatka. Jedyne, co mi nie pasuje, to dziecko. Nie, żebym ja coś miała do dzieci, kocham dzieci. Tylko po prostu dziwnie będzie czytać o ciężarnej kobiecie, która praktycznie nic nie może robić.
Liczę, że kolejny rozdział pojawi się równie szybko, co ten, bo wciągnęłaś mnie i to bardzo.
Pozdrawiam, Pralinee. ;*
Witaj! ;*
UsuńNawet nie wiesz jak mnie ucieszył Twój komentarz, dziękuję bardzo i niezmiernie się cieszę, że Ci się spodobało! :*
Już śpieszę wyjaśniać. ^^ Chciałam, żeby Marlene była naiwna do granic możliwości, dlatego nie domyśliła się, że Lucjusz coś wie i że nią manipuluje. Do tego wydarzenia w prologu była przekonana, że wszystko idzie po jej myśli. Dalej go kocha, ale na razie czuje się oszukana i ma ochotę wyrwać mu te blond kudły z głowy. xD A proces zakochiwania się w nim na pewno opiszę w jej retrospekcjach, bo w końcu nie codziennie się ludzie zakochują we wrogach. xD więc na pewno się dowiesz jak zawładnął jej sercem. :)
Moja droga, co ja mam w takim razie powiedzieć, Tobie czytanie tego sprawia przyjemność, a ja to piszę! xD To ja mam coś z mózgiem i to tak, że szkoda gadać. Jak wymyśliłam tą historię i napisałam prolog to spojrzałam w lustro i powiedziałam: "Vesper, pora iść do psychiatry, natychmiast!" xD
Też się zastanawiałam nad tą ciążą, ale stwierdziłam, że przez pierwsze cztery miesiące może normalnie funkcjonować, a potem coś wymyślę. xD
Jeszcze raz niezmiernie dziękuję i kłaniam się nisko! ;*
Witam serdecznie. ^^
OdpowiedzUsuńW sumie to nie wiem, co by tu napisać, bo serio nie mam dziś weny do komentowania, ale dla Ciebie się poświęcę, a co!
Tak jak mówiłam pod prologiem, ta chora relacja niezmiernie przypada mi do gustu. Jeszcze nigdy nie czytałam o czymś takim, zwłaszcza w ff potterowskim i sprawia mi to niecodzienną przyjemność. A Lucjusz to dla mnie zagadka. Z jednej strony jest taki.. no, po prostu okropny, a z drugiej chce się zaopiekować Marlene i dzieckiem i prosi ją o rękę. Nie wiem, czy powinnam mu wierzyć, naprawdę, ale nie mogę się doczekać dalszego rozwoju akcji.
Fajnie, że zmieniłaś koncepcję, myślę, że będzie przy tym więcej zabawy. ^^
Pozdrawiam serdecznie i czekam z niecierpliwością na drugi rozdział!
[sojuszniczka.blogspot.com]
Cieszę się, że dalej Ci się podoba ta chora relacja. ^^ A Lucjusz niczego nie robi bezinteresownie i nawet oświadczając się ma ku temu co najmniej kilka ważnych powodów. Zrobiłam z niego potwora, ale cóż bywa... xD Pozdrawiam ;*
UsuńA ja już zaczęłam się zastanawiać czy to z moją pamięcią jest coś nie tak, bo dałabym sobie rękę uciąć, że pisałaś, że będziesz opisywać zdarzenia sprzed prologu. Na szczęście na koniec okazało się, że to zmiana koncepcji, a nie moja skleroza ;)
OdpowiedzUsuńWiesz, bardzo lubię kreację postaci Lucjusza w Twojej historii. Jest taki... zły, ale też magnetyzujący, na swój sposób czarujący i nie dziwię się Marlene, że go kocha. Na swój sposób Lucjusz jest dobrym kandydatem na męża - mam pewność, że rzeczywiście zatroszczy się o dziecko i będzie miało świetne warunki. Chociaż Marlene została nieco zmuszona przez sytuację do przyjęcia jego oświadczyn... Ciekawe czy rzeczywiście własna rodzina zareagowałaby na wieść o ciąży w taki sposób, jaki wmawia Marlene Lucjusz? Może i byliby rozczarowani, ale pewnie staraliby się to ukryć i pomogli własnej córce - a przynajmniej tak wyobrażam sobie reakcję Weasleyów.
Coraz bardziej urzeka mnie Twoja historia, głównie za sprawą genialnie wykreowanej postaci Lucjusza, a także Twojego lekkiego i przyjemnego stylu :) Czekam na więcej i pozdrawiam serdecznie!
Nie, nie masz sklerozy, ja po prostu jak zwykle mieszam. :D Cieszę się, że Lucjusz jest taki w odbiorze, właśnie takiego chciałam go wykreować. Chociaż raz coś mi się udało. Dziękuję serdecznie i lecę czytać nowy rozdział u Ciebie. ^^
UsuńWpadłam tutaj bo ktoś w komentarzach mojego opowiadania zamiast Vakme powiedział do mnie Vesper i sobie Ciebie aż wygooglowałam. Ups, to zabrzmiało jakbym była jakimś prześladowcą... W każdym razie, bardzo ładny szablon i stwierdziłam, że zacznę czytać nowe opowiadanie, chociaż już nie wyrabiam z tymi, które czytam. Podoba mi się, że prawie wszystko pozmieniałaś, nic nie jest takie, jakie było w HP (jedyne co, to Lucjusz Malfoy się nazywa Lucjusz Malfoy :P). Tworzysz tak jakby własną, niezależną historię. No i w ogóle pomysł, żeby Lucjusz był z Marlene, która jest z rodziny Weasley - cudny! Lubię jak kreujesz Malfoya. Zły, ale fajny - zapewne wiesz, o co mi chodzi. Pomysł na historię genialny i już teraz dodaję Cię do linków opowiadań, które czytam (: Weny! :*
OdpowiedzUsuńPierwszy raz zostałam wygooglowana, nieźle. xD Cieszę się, że mój pomysł Ci się spodobał, naprawdę. :D i dziękuję za wstawienie do linków. Za chwilę dotrę do Twojego opowiadania i na pewno je przeczytam. Pozdrawiam! ;*
UsuńHej.
OdpowiedzUsuńDopiero teraz trafiłam na Twojego bloga. Przeczytałam całość i jestem mile zaskoczona. Kolejna Weasley? To mnie zdziwiło najbardziej. A to, że będzie miała dziecko z Lucjuszem Malfoyem... jak się dowiedziałam to po prostu mnie zatkało. Mówiąc ogólnie masz bardzo ładny styl pisania, to że piszesz w pierwszej osobie mi się podoba. Nie robisz zbyt wiele błędów.
Od dziś będę czytała Twoje opowiadanie.
PS. albus-story.blogspot.com - mam nadzieję, że przeczytasz i szczerze skomentujesz
Pozdrawiam
Vidia
Witaj :)
OdpowiedzUsuńCały rozdział opiera się tylko na rozmowie, bez większej akcji, ale pochłonęłam go natychmiast z ogromną łatwością, co ostatnio przychodzi mi z ogromnym trudem.
Czytając woje opowiadanie nigdy nie wiem, co powie Lucjusz i jaki kolejny argument wysunie. Jest on całkowicie nieprzewidywalny, ale zarówno niesamowicie inteligentny. Potrafi wszystko tak skrupulatnie zaplanować, że nie da się mu sprzeciwić.
Nie wiem kiedy utrzymuję maskę na twarzy, nie wiem czy to jeden cały podstęp, czy jest to tylko dobry plan by zdobyć kobietę. Jego szatański umysł mnie przeraża...
W każdym innym opowiadaniu powiedziałabym, że to świetnie, że mężczyzna poczuwa się do odpowiedzialności za dziecko i chce wziąć ślub, jednak tu nie patrze na to tak optymistycznie. Kobieta stoi na okropnym rozdrożu i gdzie nie pójdzie to popełni pewnego rodzaju błąd. Mimo iż była pewnego rodzaju szpiegiem to wydaje mi się, że jest koszmarnie skrzywdzona przez całą swoją misje. Nie była na nią do końca przygotowana.
Na koniec zgodziła się, a ja poczułam, że to gwóźdź do jej trumny z normalnym życiem. Teraz będzie cały czas uzależniona od Lucjusza i będzie zdana na jego łaskę.
Uwielbiam tragiczne historię. To chora, ale gdy bohater się męczy to ja czuję, że jest to prawdziwe. O wiele bardziej podoba mi się to, niż ciągłe życie w kolorowym, szczęśliwym świecie. Od czasu do czasu oczywiście pozytywny akcent się przyda, ale co za dużo to nie zdrowo.
Pozdrawiam, L. ;*
Hej!
OdpowiedzUsuńChoć to opowiadanie jest dość niekanoniczne, i choć zwykle się czepiam o drastyczne zmiany w fabule HP, to jednak opowiadanie zrobiło na mnie dobre wrażenie, na tyle dobre, że przeczytałam je z przyjemnością. Mimo wszystko, lubię inwencję i czasem fajnie jest poczytać coś oryginalnego, w czym na dodatek występują także postaci własne. Najbardziej lubię czytać o postaciach wymyślonych przez danego autora.
Piszesz dość długie posty, nawet prolog był długi. Nie mniej jednak, co mnie niezmiernie cieszy, nie zapominasz o tym, że trzeba coś opisać. Tekst to nie tylko same dialogi i akcja, opisy są niezwykle ważne, a tutaj one były. Narracja pierwszoosobowa także dobrze ci idzie; ładnie oddałaś uczucia dziewczyny. Szkoda w sumie, że nie opisywałaś okoliczności, które doprowadziły do zadania, tylko od razu piszesz o tym, co było już po, ale może jeszcze kiedyś do tego nawiążesz? Bo jestem ciekawa. Lucjusz jest nieco inny od tego kanonicznego, ale jest dość obłudny i ciekawe, jakie ma plany względem Marlene. Jego propozycja wydaje mi się dość dziwna.
[nowojorski-akcent]
Cały rozdział głównie składa się z dialogów. Przeczytałam go szybko i mimo wszystko nie żałuję. Doskonale opisujesz uczucia, sytuacje, miejsca. Nie masz problemów z przechodzeniem z opisów do dialogów i odwrotnie. Mogę tylko pozazdrościć i życzyć weny. ;)
OdpowiedzUsuń[ http://northerly-wezwana.blogspot.com/ ]
Na początek jestem pozytywnie zaskoczona.
OdpowiedzUsuńNa Twoje opowiadanie natknęłam sie przypadkiem i mnie zauroczyło.
Przede wszystkim zaskoczyłaś mnie samą historią, która wydaje się dość niespotykana.
To, co przeczytałam u ciebie daje do myślenia i sprawia, że inaczej patrzy się na niego.
Żałuje jedynie że trochę mało w nim opisów, ale na szczęście dialogi są tak ciekawie pokazane, że czyta się wszystko jednym tchem.
Osobiście jestem dość pozytywnie nastawiona do całości i nie ma co sie dziwić.
Masz talent a jedynie musisz nieco popracować nad stylem.
Nie brak ci również wyobraźni, którą bardzo w sobie cenię.
Naprawdę masz talent i moje słowa są szczere gdyż zawsze staram się tak oceniać ludzi.
Wiem że autorom na tym właśnie zależy.
pozdrawiam serdecznie.
http://niewolnicy-przeznaczenia.blogsot.com
Witam,
OdpowiedzUsuńniedawno tutaj trafiłam, opowiadanie jest fantastyczne, mam nadzieję, że będzie kontynuowane...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie